Odcinek 92

- Gdzie się pchasz, gamoniu! Kto ci dał prawo jazdy? Pługiem za wołami, a nie po ulicy! - takie i zdecydowanie mocniejsze inwektywy z ust Włodka Maciejki poleciały w kierunku zielonego "matiza", który objeżdżał centralne rondo w Mieszcznie i zgodnie z przepisami nie ustąpił przed nadjeżdżającym z prawej "maybachem".

- No zobacz! Wsiok z Kaczej Wólki pcha się pod kółka! Przecież jak bym go stuknął, to przez lejek by go w warsztacie do kupy składali!

- Rejestracja z podlaskiego... - westchnął ciężko Henio Krótki - nie wie, kto w Mieszcznie ma pierwszeństwo.

- Co za czasy! Rozjedzie się takiego barana i odpowiada jak za człowieka! - Włodek docisnął pedał i limuzyna bezszelestnie przemknęła wokół ronda, zostawiając za sobą błękitną wstęgę ekologicznych spalin.

Henio Krótki siedzący w wygodnym fotelu obok kierowcy nie był zdziwiony złym humorem starego przyjaciela. W dobrze od lat naoliwionym mechanizmie mieszczneńskich układów coś od pewnego czasu zgrzytało. Wkurzony Włodek, nic sobie nie robiąc z czerwonych świateł, przemknął przez jedno i drugie skrzyżowanie, wyjechał za miasto i po kilku minutach hamował ostro na podjeździe przed domem.

W wielkiej, błyszczącej czystością kuchni zasiedli przy wielkim stole pokrytym ekologiczną ceratą. Przed Heniem stanęła prawie pełna szklanka ulubionego czarnego Jasia Wędrowniczka. Włodek lekko zabarwił herbatą swój ulubiony grog starych murarzy.

- Urwała się baba z choinki czy co? - zaczął Włodek, a dalszy ciąg opinii o pani Dolińskiej wygłoszony został pięknym murarskim dialektem nienadającym się niestety do wykorzystania w mediach publicznych. Włodek z nerwów pociągnął solidny łyk grogu, opróżniając do połowy wielki kubek.

- Pozwala sobie jakby już do końca życia nikt jej nie mógł podskoczyć, kurza melodia... - smętnie przyznał Henio.

- Ech, za Długala to były czasy... - westchnął.

- A za Chruściela, czy Dyrektora źle było? Z każdym się jakoś dogadałem jak człowiek z człowiekiem - przymknął oczy Włodek, wspominając dawne dobre czasy. Starzy smętni przyjaciele stuknęli się szkłem i delektowali przez chwilę smakiem ulubionych trunków.

- A nie można by ją jakoś, no wiesz..., z lewej mańki? - Włodek znacząco przymknął oko.

- Ani z lewej cholera, ani z prawej! Rządzi jak kura na grzędzie! Wiesz, że normalnie mnie wyśmiała! - wkurzony Włodek obiecał sobie wprawdzie, że nikomu nie ujawni kompromitującego przebiegu rozmowy z panią Dolińską, ale przed starym przyjacielem nie mógł się powstrzymać.

- Co?! Ciebie?! Niemożliwe! - Henio złapał się za głowę. - Na to sobie nawet żaden sekretarz za babki komuny nie pozwolił!

- No sam widzisz, idę do niej jak do człowieka, mówię, że już tyle szmalu zainwestowałem w te działki przy płocie, ale klimat się zmienia i marchewka mi się już tam nie uda. No to musi mi przeznaczenie zmienić, bo ziemia odłogiem leżeć nie może przecież. I o zgodę na kiosk proszę, bo to wiadomo, na działkach ważna sprawa zapewnienie dostępu do artykułów pierwszej potrzeby!

- Jasne, przecież już parę razy ci to zmieniali i kioski na każdym rogu stoją. Komu to szkodzi? - Henio nie mógł zrozumieć, że robi się problem ze sprawy tak oczywistej.

- Sam widzisz, a baba w śmiech! Mówi, że na ten patent to już wszystkich prezesów po kolei w bambuko robiłem, a ona z przyjemnością działki odkupi. Po cenie sprzedaży! Wyobrażasz sobie?!

- No bezczelność, aż zatyka! - Henio szybko przełknął resztę leczniczego płynu na poprawę krążenia.

- I co? Tak to zostawisz? Przecież tak nie może być! - Henio z doświadczenia wiedział, że sam przy kolejnym przekręcie przyjaciela też się znów trochę odbije.

- A jeszcze czego! Tylko mocna jest cholera! Napuściłem na nią już tych mechaników, co im dzierżawy za sraczyki w warsztacie nie chciała odpuścić, i nic! Nawet Wójcik nie pomógł! Wyobrażasz to sobie?! - Włodek wstał i włączył samowar na kolejną porcję grogu.

- Co? Przecież gdyby nie Wójcik, to dziś by wnuki niańczyła, a nie rządziła naszymi ogródkami - zdziwił się Henio.

- Tak, ale jak ją o to zahaczyłem, to tylko się skrzywiła i mówi, że Wójcik to sobie może rządzić u siebie na gospodarstwie albo na urzędzie, a jej niezależnej i samorządnej w ogródkach to może na pukiel wskoczyć! Taka mocna!

- Kto za nią stoi? Przecież sama tak z siebie to chyba nie... - Henio podrapał się w siwiejącą czuprynę.

- I to jest właśnie ten pieprzony problem! - Włodek walnął pięścią w stół. - Jak bym wiedział kto ją holuje, to już by się jakiś sposób znalazł, żeby piękną świnkę podłożyć, a teraz trudno wyczuć... - w jego głosie drgał prawdziwy żal za dawnymi pięknymi czasami.

- A może z Długalem pogadać, albo Chruścielem. Znają się od lat jak łyse konie, może coś na nią mają?

- Eee, już na to wpadłem, tylko jak ktoś tu ma coś to chyba ona na nich. A tak przy okazji, nie masz jakiejś roboty dla Chruściela, bo mi spokoju nie daje.

- Coś ty, u mnie to trzeba zapieprzać, a jak dla niego to by musiała być posadka z robotą lżejszą od spania - Henio skrzywił się zdegustowany.

- Zaraz, zaraz... Robota lżejsza od spania mówisz? - w oku Włodka błysnęło łobuzerskie światełko. - Jak się nazywa ten fachowiec od bezcłowych lizaków? Rudy, czy jakoś tak?

- Rudy - potwierdził Włodek.

- No to znajdź go i jutro sobie pogadamy. Wiesz co się będzie działo w Mieszcznie jak się okaże, że pani Dolińska ma z tego dolę?!

Marek Długosz


Wszelkie podobieństwo osób, zdarzeń i miejsc do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe.

2007.02.28