Niebezpieczny park

Stała Czytelniczka naszej gazety skarżyła się w redakcji, że spacery po nadjeziornych parkach nie należą do przyjemności, zwłaszcza wieczorową porą. Tereny nadjeziorne są, jej zdaniem, słabo oświetlone i nie widać, czy przypadkiem pośród mroków nie czają się jacyś złoczyńcy.

W PARKU KLENCZONA

Cóż, "Kurek" wybrał się najpierw do parku Klenczona i to za dnia, aby dokładnie przyjrzeć się stojącym tam latarniom.

Ho, ho, na tym małym terenie naliczyliśmy ich aż cały tuzin! Przy czym klosze lamp są dwojakiego rodzaju - kuliste oraz... kapeluszowate - fot. 1.

Oba zawieszone zostały na dość wysokich słupkach i miejscami tak niefortunnie, że chowają się między gałęziami dobrze jeszcze ulistnionych o tej porze drzew, co stawia pod znakiem zapytania sens takiego umieszczania latarń - fot. 2.

Jakże ma przebić się światło ku dolnym partiom parku, ku ścieżkom i alejkom?

* * *

Spacerując po parkowych alejkach, trzeba przyznać, że nie stąpa się po nich wygodnie. Niestety, bruk nie sprzyja pieszym eskapadom, nic już nie mówiąc o chodzeniu po czymś takim w szpileczkach. Tymczasem "Kurek zauważył pewną parkę siedzącą na jednej z ławeczek, mocno do siebie przytuloną. Panienka, będąc na randce, nie założyła byle czego, a szpileczki. Zapewne dotarcie do zbawczego siedziska kosztowało ją wiele trudu.

Hm, jest tu też obok ławek i stoliczek. Można przy nim posiedzieć, rozłożywszy jakieś wiktuały, ale też zagrać szachy lub warcaby, tyle tylko, że jedynie teoretycznie - fot. 3.

Niechaj bowiem nie zmyli nikogo ten obrazek, że niby jakieś osoby położyły na szachownicy jabłuszka i mając je za pionki, rozgrywają partię warcabów.

Nic bardziej mylnego, są one po prostu tzw. spadami, czyli dojrzałymi owocami, które spadły z dzikiej jabłonki rozpościerającej swoje gałęzie tuż nad stoliczkiem. No i ktokolwiek zasiadłby do partyjki, jego głowa uwięzłaby zaraz pośród gałązek - fot. 4.

"Kurek", zrobiwszy małą rundkę po parku, za kilka chwil wrócił w to samo miejsce, czyli do stoliczka. Patrzy, a tu owoce z szachownicy znikły.

Czyżby spałaszował je jakiś amator kwaśnych jabłek?

Ano nie. Zostały po prostu usunięte przez dwie miłe panienki. Malutką Oliwię i większą Monikę. Obie, chodząc z dużą plastikową torbą, zbierały rozmaite śmieci z terenu parku Klenczona - fot. 5.

- Robimy to nie z czyjegoś nakazu, ale same z siebie, dla utrzymania porządku wokół lokalu gastronomicznego, wszak trzeba dbać o wizerunek firmy - powiedziała "Kurkowi" Monika, pracownica placówki.

No, takie postępowanie należy raczej, ba, nie raczej, a na pewno do rzadkości w naszym mieście i przez to zasługuje na podkreślenie.

A tak w ogóle, mimo że miniaturowy, park Klenczona, jest miejscem dość uroczym (pomijając niepodobający się "Kurkowi" bruk). Za dnia odwiedzają je różni spacerowicze, bo znajduje się tutaj nawet miniaturowy plac zabaw dla dzieci, z kolei ławeczki, oprócz zakochanych par, okupują stateczne damy, zażywające wypoczynku, a nad brzegami wód widać wędkarzy. Słowem, cicho tu i spokojnie, i miło. No tak, ale jak prezentuje się...

PARK WIECZOROWĄ PORĄ

Wszak tego dotyczyła skarga naszej Czytelniczki.

"Kurek", uzbroiwszy się w latarkę, udał się najpierw do parku Klenczona.

Ta była jednak niepotrzebna, park rozświetlony jest nocą dobrze i, o dziwo, palą się prawie wszystkie latarnie. Nie świeci tylko jedna stojąca na jego obrzeżach, na tyłach banku PBK. A to, co wydawało się mankamentem - owe klosze lamp ukryte pośród listowia - pięknie iluminuje korony drzew, stwarzając dodatkowy urok nocną porą. Słowem, cały szlak pieszy, począwszy od mostu za aresztem, poprzez park Klenczona, aż do ul. Żwirki i Wigury jest dobrze oświetlony.

Problemy zaczynają się, kiedy wkraczamy na zielony kompleks przy pustym baseniku (pl. Wolności). Tutaj nie świeci ani jedna lampa parkowa, wskutek czego skwer pogrążony jest w ciemnościach i faktycznie strach tędy przechodzić, bo nie wiadomo, co też może czaić się w mroku.

W czwartkową, głęboką noc o godz. 2.00 "Kurek" wkroczył w skwerkowe ciemności i co tu dużo opowiadać, z duszą na ramieniu, doszedł aż do mniej mrocznych okolic położonych na tyłach sklepu "Leader Price" (teren ów rozświetlają sklepowe lampy) cały i zdrów.

No tak, ale co udało się nam, nie musi udać się każdemu - cało i zdrowo przejść zaciemnioną strefę.

Poszliśmy zatem do Urzędu Miejskiego, gdzie inspektor Krzysztof Mulson, odpowiedzialny m.in. za oświetlenie parków miejskich obiecał nam, że sprawą się w mig zainteresuje.

- Poślę tam ekipę fachowców z "Zelbo", aby rozpoznali przyczynę awarii i ją usunęli - skonkludował na koniec naszej rozmowy.

OSOBLIWA KONSTRUKCJA

"Kurek", bawiąc nie tyle na nartach, bo i pora roku jeszcze nie ta, lecz w Nartach odkrył przy jednej z tamtejszych posesji letniskowych dość osobliwy płot - fot. 6.

Na ogół domkom tego typu towarzyszą nieomal pancerne, monolityczne ogrodzenia, a tu taka ciekawostka - konstrukcja, choć metalowa, to niezwykle ażurowa, przez co wywołująca wrażenie bardzo lekkiej.

Do budowy ogrodzenia użyto, i tu uwaga - starych kół od konnej zagrabiarki trawy, a właściwie siana, no i trzeba rzec, że płot, naszym zdaniem, wygląda dość ciekawie oraz efektownie.

50% PRAWDY

Tuż za skrzyżowaniem ulicy Wielbarskiej z ul. Lipową jest zjazd w bliżej nieokreśloną drogę, przy której znajduje się piekarnia "Rogalik" i inne instytucje oraz domki jednorodzinne (wszystkie przypisane ul. Wielbarskiej).

U jej wlotu stoi mocno nadwątlony metalowy stelaż z dwiema planszami reklamowymi - fot. 7.

Gwoli ścisłości trzeba nadmienić, że owšą planszę wytropił tym razem nie "Kurek", lecz nasz stały Czytelnik Tadeusz Sygnet, który mieszka w okolicy.

Jak powiada, informacje zawarte na planszy głoszą tylko 50% prawdy, bo o ile hurtownia warzyw ciągle funkcjonuje, to zakład przetwórstwa mięsnego już nie. I dodaje:

- Taka mocno przekrzywiona konstrukcja straszy tylko przechodniów i zmotoryzowanych, którzy się tędy przemieszczają.

2006.09.27