Polityka ekologiczna Unii Europejskiej okazuje się brzemienna w skutki dla wielu mieszkańców powiatu szczycieńskiego. Rolnicy gospodarujący na obszarach objętych programem Natura 2000 nie kryją niepokoju w związku z dodatkowymi wymaganiami, jakie muszą spełniać ich gospodarstwa. Skarżą się także na brak informacji ze strony władz samorządowych.

Witajcie w puszczy

PTAKI I SIEDLISKA

Natura 2000 jest specyficzną formą ochrony przyrody w krajach Unii Europejskiej. Szczegółowe zapisy na jej temat zawierają dwie dyrektywy unijne: "ptasia" i "siedliskowa". Pierwsza przewiduje tworzenie obszarów chronionych dla ptactwa, druga - dla cennych przyrodniczo siedlisk roślinnych. Specyfika Natury 2000 polega m.in. na tym, że w odróżnieniu od chociażby parków narodowych czy rezerwatów przyrody nie określa odgórnych form gospodarowania na danym terenie. Szczegółowe wytyczne, tzw. plany ochrony sporządzają organy sprawujące nadzór nad strefami ochronnymi (na ogół są to urzędy wojewódzkie) po uzgodnieniach z samorządami gminnymi. Na obszarach objętych programem mają obowiązywać dodatkowe procedury związane np. z planowaniem inwestycji. Stąd niepokój rolników i przedsiębiorców, którzy nie do końca orientują się w założeniach Natury 2000.

ZASKOCZENI NATURĄ

O ile sama idea Natury 2000 nie wzbudza kontrowersji, to metody jej wdrażania, zwłaszcza na szczeblu poszczególnych gmin, jak najbardziej. Za informowanie lokalnych społeczności w tym zakresie odpowiedzialne są samorządy gminne, do których trafiły ministerialne materiały na temat programu. W praktyce jednak z informacją bywa różnie.

Według wojewódzkiego konserwatora przyrody Marii Mellin, samorządowcy w znacznej mierze ponoszą odpowiedzialność za negatywne reakcje na program. Jej zdaniem sami pracownicy urzędów gmin nie orientują się często w problematyce unijnych programów ekologicznych.

Efekt jest taki, że w niektórych przypadkach wiadomość o zamieszkiwaniu na obszarze chronionym okazuje się dla ludzi sporą niespodzianką. Największy niepokój ogarnia rolników. Unijny program nie przewiduje wprawdzie ograniczania produkcji rolnej we wspomnianych strefach (o ile ta w oczywisty sposób nie narusza kondycji środowiska), jednak przy wielu inwestycjach, również tych dostosowujących gospodarstwa do standardów europejskich, wymaga się dodatkowych opinii i zezwoleń. Dlatego brak podstawowej wiedzy na temat mechanizmów Natury 2000 znacznie komplikuje rolnikom życie.

UCIĄŻLIWE PROCEDURY

Jako przykład tego zjawiska mogą posłużyć gospodarze z Szuci w gminie Jedwabno. Wieś i położone dookoła niej łąki oraz pola uprawne znalazły się na terenie obszaru chronionego Puszczy Napiwodzko-Ramuckiej. Rolnicy twierdzą, że o przynależności do puszczy dowiedzieli się dopiero w momencie załatwiania pozwoleń na budowę płyt gnojowych i szamb. Tego typu inwestycje poczyniło kilkunastu gospodarzy z Szuci. Teraz są zaskoczeni koniecznością zdobywania dodatkowych opinii i zezwoleń.

- Nikt nas o niczym nie poinformował. Urzędnicy z gminy irytują się, kiedy o coś pytamy. A chcąc cokolwiek załatwić, jesteśmy odsyłani od jednego urzędu do drugiego - denerwuje się sołtys Marianna Barańska.

Wnioski o dopłaty jej sąsiedzi składali w maju ubiegłego roku. Od sierpnia usiłują zdobyć pozwolenia na budowę. Gdyby nie przedłużenie przez Agencję Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa terminów realizacji inwestycji o dziesięć miesięcy, z budową płyt i zbiorników najprawdopodobniej by nie zdążyli.

- Ze swojej strony zrobiliśmy wszystko, czego od nas wymagano. Wynajęliśmy geodetów i projektantów. Zapłaciliśmy zaliczki firmom budowlanym. Teraz oni się niecierpliwią, bo nie mogą rozpocząć pracy - mówi sołtys Barańska. Aby przystąpić do budowy płyty lub zbiornika potrzebna jest opinia wojewódzkiego konserwatora przyrody, wydawana na podstawie gminnej decyzji o uwarunkowaniach środowiskowych, określającej wpływ inwestycji na środowisko naturalne. Co prawda, jak twierdzi Maria Mellin, jej urząd wszystkie tego typu inwestycje opiniował dotychczas pozytywnie, to cała procedura trwa nawet cztery miesiące. Rolnicy dziwią się, że inwestycje mające na celu troskę o środowisko, są odraczane wskutek wdrażania programu proekologicznego.

- Dopóki nie zbudujemy płyt, gnój będzie leżał na polach. Urzędnicy zamiast myśleć o ludziach, biorą pod uwagę tylko ptaszki i roślinki. Za szkody powodowane w naszych uprawach przez żurawie nikt nam nie płaci - żali się Jerzy Niksa z Szuci. On i jego sąsiedzi nie wiedzieli też nic o możliwościach większych dopłat związanych z gospodarowaniem na obszarach Natura 2000. Dopłata z tego tytułu może być zwiększona o 20%. Warunek jest jeden - należało wcześniej złożyć tzw. wniosek rolno-środowiskowy na prowadzenie gospodarstwa ekologicznego.

Mieszkańcy Szuci nie zamierzają godzić się na zaproponowane przez Unię Europejską granice obszaru chronionego. Postulują ich przesunięcie w taki sposób, aby omijały wieś oraz przyległe pola.

Wójta Budnego irytują pretensje sołtys Barańskiej. Uważa, że informacje na temat Natury 2000 były powszechnie dostępne i mieszkańcy gminy nie powinni czuć się w żadnym stopniu zaskoczeni.

- Ludziom się wydaje, że to gmina wymyśliła program. Tymczasem jest to projekt Unii Europejskiej. My tutaj nie mamy nic do powiedzenia - tłumaczy wójt. Dodaje, że dodatkowe wymagania związane z Naturą 2000 znacznie komplikują życie nie tylko mieszkańcom, ale również urzędnikom.

KORZYŚCI I WĄTPLIWOŚCI

W gminach Szczytno i Świętajno Natura 2000 nie wzbudziła do tej pory większych kontrowersji. Znaczna część tego drugiego samorządu znajduje się w granicach obszaru chronionego Puszczy Piskiej. W opinii przyjętej przez radę znalazły się zapisy na temat ewentualnych trudności i dodatkowych procedur związanych z istnieniem strefy ochrony przyrody. Zdaniem pracownika urzędu gminy w Świętajnie Jana Lisiewskiego, bezkonfliktowe przyjęcie opinii przez radę to zasługa właściwej polityki informacyjnej władz samorządu. - Jeśli są kwestie sporne, to rozwiązujemy je na komisjach, w drodze spotkań i rozmów z ludźmi. Szeroko poinformowaliśmy społeczeństwo o następstwach unijnego programu - wyjaśnia Jan Lisiewski. Jego zdaniem, Natura 2000, mimo że wiąże się z pewnymi utrudnieniami, na dłuższą metę oznacza dla gminy spore korzyści.

- Już sam fakt przynależności do takiego obszaru świadczy o tym, że gmina posiada duże walory turystyczne. Znacznie podnosi to naszą atrakcyjność - mówi Lisiewski.

Inne zdanie ma wójt Włodzimierz Budny. Według niego, sama idea ochrony cennych przyrodniczo obszarów jest słuszna. Nie podoba mu się natomiast tryb wprowadzania Natury 2000.

- Tego typu programy nie mają sensu. Powinno się je wprowadzać na szczeblu lokalnym. Tutaj ludzie wiedzą, co jest dla nich najlepsze - uważa wójt Budny.

Wątpliwości co do Natury 2000 ma również prezes Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska Adam Krzyśków, który uważa, że największą część winy za wątpliwości dotyczące programu ponosi ministerstwo ochrony środowiska.

- Do tej pory nie doprecyzowano przepisów wykonawczych. Nie wiadomo tak naprawdę, kto ma sporządzać szczegółowe plany ochrony tych obszarów. Natura 2000 to klasyczny przykład tego, jak nie powinno się wprowadzać przepisów ochrony przyrody - uważa Krzyśków.

Sytuację mają wyjaśnić szczegółowe plany ochrony obszarów objętych programem. Unijne przepisy przewidują szeroki udział społeczności lokalnych w ich tworzeniu. Na tym etapie możliwe będą jeszcze drobne korekty granic chronionych terenów. Według Adama Krzyśkowa nie należy się jednak spodziewać ich znacznego okrojenia.

- Komisja Europejska jest zdania, że w Polsce takich obszarów jest jeszcze za mało. Niewykluczone, że dojdą do nich jeszcze tereny zaproponowane przez organizacje pozarządowe - mówi Adam Krzysków.

Na sporządzenie planów ochrony urzędy wojewódzkie mają czas do roku 2009.

Wojciech Kułakowski

2007.02.28