Kolejna odsłona konfliktu pomiędzy proboszczem Józefem Misiakiem a wójtem Jedwabna Włodzimierzem Budnym znajdzie swój epilog w sądzie. Chodzi o ogrodzenie kościoła, którego rozebrania domaga się włodarz gminy. Tak jak od dawna zapowiadał, wystąpił z pozwem o demontaż muru, a dodatkowo, o czym wcześniej nie było mowy, także parkanu przy cmentarzu. Szczególnie to ostatnie żądanie mocno bulwersuje parafian.

Wójt żąda rozbiórki

KOŚĆ NIEZGODY

Wybudowany kilka lat temu przykościelny mur od dłuższego już czasu jest kością niezgody w zadawnionym konflikcie pomiędzy proboszczem parafii w Jedwabnie ks. Józefem Misiakiem a wójtem Włodzimierzem Budnym. O sprawie zrobiło się głośno w czerwcu ubiegłego roku, gdy wójt skierował do proboszcza pismo wzywające go do rozebrania ogrodzenia zajmującego część drogi gminnej. Swoje stanowisko motywował względami bezpieczeństwa, mając na uwadze to, że na zwężonym odcinku traktu może dojść do kolizji lub wypadku. Jako alternatywne rozwiązanie wskazał zamianę gruntów leżących po przeciwnej stronie drogi stanowiących własność parafii. Jednocześnie, w razie braku reakcji ze strony księdza, zagroził skierowaniem sprawy do sądu. Z kolei proboszcz zwrócił się z prośbą o pomoc do radnych, prosząc ich o polubowne załatwienie spornej kwestii. W efekcie padły dwie propozycje rozwiązania problemu – jedna z nich zakładała przystanie na żądanie wójta i zamianę gruntów, druga – przekazanie przez gminę w darowiźnie spornych działek parafii. Więcej zwolenników uzyskała druga opcja, jednak wójt na nią nie przystał, tłumacząc, że darowizna nie wchodzi w grę ze względów prawnych. Sprawa wróciła więc do punktu wyjścia.

TO WSTYD

W końcu Włodzimierz Budny stracił cierpliwość i zgodnie z zapowiedzią, w połowie stycznia, w imieniu gminy, skierował do sądu pozew o wydanie nieruchomości. Domaga się w nim od parafii rozebrania muru przy kościele. Oprócz tego, o czym wcześniej nie było mowy, żąda również demontażu żelbetowego ogrodzenia pobliskiego cmentarza wraz z bramą wjazdową. Wójt chce, by koszt tych prac wzięła na siebie parafia. Termin rozprawy został wyznaczony na 21 kwietnia. Wierni z Jedwabna są poruszeni.

- Na myśl, że trzeba będzie rozebrać ogrodzenie cmentarza, przechodzą mnie dreszcze. Przecież te płoty stoją tu od zawsze w tym samym miejscu – mówi członkini Rady Parafialnej Maria Biernacka, która na jedwabieńskim cmentarzu ma pochowanych pięciu członków rodziny. - To wstyd, żeby takie rzeczy się działy – nie kryje niesmaku pani Maria, która w Jedwabnie mieszka od 1946 roku. Z kolei radny Szczepan Worobiej uważa, że włączenie do sprawy cmentarza jest świadectwem złej woli wójta Budnego.

- To szczególnie bolesne, tym bardziej, że niewiele miejscowości może się pochwalić takim estetycznym i solidnym ogrodzeniem – mówi radny.

Parafianie są zaskoczeni żądaniami wójta, zwłaszcza że wcześniej, jak zapewniają, dokładnie w tym samym miejscu, była siatka.

- Dobrze to pamiętam, bo sam brałem udział w jej zdejmowaniu - mówi Włodzimierz Pieńkosz.

Zdaniem Szczepana Worobieja, od początku konfliktu o mur gmina poniosła znaczne koszty, związane m. in. z opłaceniem geodety, czy wykonaniem stosownych ekspertyz. Zastanawia go także, dlaczego wójt dopiero teraz zaczął interesować się ogrodzeniem, skoro stoi ono od dawna. Przypomina, że dobrą okazją do uporządkowania gospodarki gruntami była przeprowadzona na początku lat 90. komunalizacja mienia.

- Wtedy należało się tym zająć – podkreśla Szczepan Worobiej. Nie ma też wątpliwości, że za działaniami Włodzimierza Budnego kryje się chęć uniemożliwienia budowy kaplicy, która ma powstać w sąsiedztwie kościoła, po przeciwnej stronie drogi. Zwolennicy proboszcza zapewniają również, że jest on skłonny do przyjęcia warunków wójta, czyli zamiany gruntów, o czym świadczy chociażby to, że z działki mającej podlegać zamianie usunął już ogrodzenie.

KOSZTY GENERUJE PROBOSZCZ

Tymczasem Włodzimierz Budny stanowczo zaprzecza, by sprawą zaczął zajmować się od niedawna.

- Zamianę gruntów proponowałem już jakieś 5 – 6 lat temu – mówi, przypominając, że zwracał się wówczas do kurii biskupiej. Podkreśla, że sprawę trzeba jak najszybciej uporządkować, bo istniejący stan rzeczy zagraża bezpieczeństwu parafian uczestniczących w niedzielnych mszach.

- Mieszkam vis a vis i widząc, co się tam dzieje, ciągle się obawiam, że w końcu któryś z kierowców popełni błąd i zrobi się masakra – mówi wójt. Zapewnienia parafian o tym, że ksiądz Misiak jest gotów przystać na jego warunki określa mianem kłamstw.

- To, że rozgrodził teren jeszcze o niczym nie świadczy. Wszystko musi mieć przecież wymiar formalny, a takich działań ze strony parafii nie było – twierdzi. Przyznaje, że planowana budowa kaplicy w pewien sposób wiąże się ze sprawą, a to dlatego, że obiekt ma powstać na działce, której część trzeba będzie oddać pod drogę. Jednocześnie wskazuje na to, że we wniosku przedstawionym przez inwestora widnieje zapis, że kaplica ma służyć do celów modlitewnych, podczas gdy nie do końca jest to prawdą.

- Przeciętny człowiek w Jedwabnie wie, że chodzi im o to, by wybudować kostnicę do przechowywania zwłok. Niech napiszą we wniosku prawdę – mówi wójt. Zapewnia także, że gmina do tej pory nie poniosła żadnych kosztów w związku ze sporem o przykościelne ogrodzenie, bo na razie geodeta dokonał jedynie wznowienia granic. Zdaniem wójta, za ewentualne obciążenia finansowe odpowiadać będzie tylko i wyłącznie ksiądz Misiak.

- To on wygenerował te koszty przez swoje niechlujstwo, bo prowadził sprawy nie tak, jak trzeba – twierdzi Włodzimierz Budny.

Co zrobią parafianie, jeśli sąd przychyli się do stanowiska wójta?

- Zbierzemy się którejś soboty i w czynie społecznym rozbierzemy ogrodzenie – mówi Szczepan Worobiej. Parafianie przewidują jednak, że i na tym zadawniony konflikt się nie skończy.

- Jedna sprawa przycichnie, a zaraz pojawi się nowa. I tak w kółko – mówi z żalem Maria Biernacka.

Ewa Kułakowska/fot. A. Olszewski